
Często słyszę „ja to bym zaczęła trenować, ale nie mam na to czasu”
Nie będę się chwalić, ale mam poczucie, że o braku czasu to ja akurat co nieco wiem.
Bez ściemy powiem, że w tym akurat zazdroszczę tancerzom zawodowym, dla których całe życie to balet. Ja zawsze musiałam żonglować. Kiedy zaczynałam, studiowałam dwa kierunki – jeden dzienny, drugi zaocznie. Potem, po przeprowadzce „na swoje” przyszedł czas etatu i zaocznych studiów, a do tego etat extra, czyli pranie, gotowanie sprzątanie i przecieranie mopem. Dzisiaj? Praca w nieregularnych godzinach. I cały czas kilka ładnych godzin tygodniowo na sali treningowej. Oczywiście nie ja jedna, a nawet grzechem byłoby się skarżyć – koleżanki z drążka prowadzą własne firmy, mają dzieci, wykonują odpowiedzialne, czasochłonne zawody.
Gospodarowanie czasem lekkie nie jest, ale mam dla was dzisiaj kilka moich sposobów, jak na sali treningowej być jak najczęściej 🙂
Po pierwsze: układaj priorytety
Wiadomo, że czas nie jest z gumy, ale to od nas zależy, na co go poświęcimy. Zacznijmy od podzielenia obowiązków na te, z których absolutnie nie możemy zrezygnować (praca zawodowa) przez te „półkonieczne” (nadgodziny, dodatkowa praca, prace domowe), na te kompetnie fakultatywne (zainteresowania, spotkania ze znajomymi, imprezy, sport). Teraz, kiedy już wiemy co mamy do zrobienia, możemy określić, co jest dla nas najważniejsze. Jasne – z części rzeczy musimy zrezygnować. ale ważne żeby odbywało to się świadomie, w imię czegoś dla nas ważniejszego. Wkurzanie się, że przez treningi nie mamy kiedy iść na imprezę jest równie destrukcyjne, jak wkurzanie się że przez imprezy nie trenujemy.
Po drugie: planuj
Teraz, kiedy już wiemy co jest dla nas ważne i z czego nie możemy rezygnować, budujemy plan dnia. Z dobrze opracowanym planem wszystko staje się realne. Niezbędny będzie kalendarz – tam zapisujemy wszystkie nasze obowiązki, zaczynając od tych zawodowych, na kinie z koleżanką kończąc. Dzięki temu widzimy realnie, ile czasu możemy poświęci na trening lub z czego musimy zrezygnować, żeby w ogóle znaleźć się na sali. Według wcześniejszych ustaleń, kolejno wypełniamy kalendarz – ja zaczynam od zawodowych obowiązków, potem treningu i próby a na końcu organizuje czas wolny. Od nas zależy, z jakim wyprzedzeniem będziemy planować grafik – u mnie najlepiej sprawdzają się tygodniówki.
Po trzecie : odpuść sobie
Jeżeli masz napięty grafik, w niektórych sytuacjach musi sobie odpuści. Ciężko jest spędzać 8godzin w pracy, 2 na treningu i mieć zawsze idealnie posprzątane mieszkanie, serwować dwa dania z deserem, ogarnąć pranie, segregować skarpetki do pary, witać chłopa zapachem sernika a w weekendy zbierać na studiach piątki z aktywności. Tak samo jak nie da się cały czas być miłą dziewczyną witającą wszystkich z uśmiechem. Jesteśmy tylko ludźmi i w nadmiarze obowiązków czasami będziemy mieć syf w chacie, szukać chociaż jednego czystego kubka na kawę, przyjdziemy na uczelnie zielone jak ogórek, olejemy trening czy przesiedzimy dzień w pracy na facebooku. Jeżeli nie jest to nasza codzienność, to nie ma nic złego w tym, że czasem damy sobie spokój. Nie nie, nie namawiam tu do „dania spa dla siebie” bo sama z doświadczenia wiem, że to jest zwyczajnie nie realne, ale ciągła frustracja, że nie jesteśmy „wystarczająco dobre” nie prowadzi do niczego, oprócz demotywacji.
A jakie są wasze sposoby na dobrą organizacje?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach